WYRODNY SYN - CZĘŚĆ I


Thranduil był niepocieszony. A właściwie zrozpaczony. Zdesperowany. Zgnębiony. Przybity. Rozżalony. Załamany. Nieutulony. Nie, nie ma słów w świecie, które mogły zobrazować strapienie Sindara.
– Gdzie popełniłem błąd? – zapytał, rozkładając bezradnie ręce. Na sali tronowej nie było jednak nikogo, więc pytanie zawisło w powietrzu bez odpowiedzi. Wyobraził sobie martwe, zimne ciało ojca, przewracającego się w grobie. A właściwie to usiłujące sobie wydrapać paznokciami drogę na powierzchnię, by przybyć doń we śnie i udusić go jedną z jego jedwabnych poduszek. Orophen nie byłby z niego dumnym tak jak teraz on sam zawiódł się na swym własnym synu.
Elf spacerował nerwowo – od tronu do ogromnych wrót sali tronowej i z powrotem. Odległość ta jednak była tak duża, że po paru wędrówkach w tę i nazad dostał zadyszki; musiał zatem ponownie zawłaszczyć tron dla swego tyłka, by przypadkiem się nie zmęczyć. Ślady z potu na nowych szatach to ostatnia rzecz, jakiej mu teraz brakowało. Och, gdyby tylko nie obawiał się zniszczyć świeżo nawilżonych i wymodelowanych paznokci, to zapewne już zacząłby je obgryzać!
– Faestra! – zawołał, a drobniutka blond elfka przydreptała, kłaniając się nisko przed Thranduilem.
– Tak, Wasza Majestatyczność?
– Każ Silevonowi wysłać poselstwo do Thorina z prośbą o jak najrychlejsze przybycie. W przeciągu tygodnia; nie, trzech dni! I niech zagrozi w przeciwnym wypadku rozlewem krwi.
– D-do Thorina? – Młoda elfka zająknęła się i przykryła drobniutką dłonią usta. Jej oczy rozszerzyły się do rozmiarów dwóch ślepiów Saurona. Natychmiast jednak opamiętała się i uświadomiwszy sobie swą bezceremonialność wobec króla, skłoniła niziutko, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem o przeprosinach.
– Czyżbym zaczął mówić w Czarnej Mowie? Nie rozumiesz prostego polecenia? – spytał wciąż spokojnym, opanowanym tonem, choć jego zbielałe z wysiłku dłonie ściskające oparcie tronu sugerowały, że w każdej chwili cienka osłonka trzymająca jego emocje wewnątrz, może pęknąć.
– N-nie, Wasza Majestatyczna Wysokości. – Cudem zdoławszy drżącym głosikiem wybąkać z siebie to zdanie, ukłoniła się po raz kolejny i utkwiła wzrok w robionych na specjalne zamówienie butach (z kolekcji The Dwarven Gold Collection Limited Edition, skóra z Wargów, klamry ze złota z Morii, błyszczące podeszwy) Thranduila.
– Zatem je wykonaj. – Elf robił pomiędzy wyrazami źle zwiastujące zbyt długie przerwy. Nim jednak zdążył skończyć zdanie, Faestry już tu nie było. Thranduil zrobił kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym opadł bezwładnie na tron i ukrył swą nieskazitelną twarz w dłoniach. Nie uronił jednak ani jednej łzy, by przypadkiem nie zmyć starannie nałożonego na twarz pudru. Król nawet w chwilach najogromniejszej rozpaczy musiał dbać o swój wizerunek, inspirować poddanych. A także dawać przykład swemu synowi, nieistotne jak bardzo wyrodnemu.
– Gdzież popełniłem błąd... – Nie było to już pytanie, lecz cichnący w zamotanych myślach elfa lament.

***

Poselstwo wysłane do Thorina wróciło już po kilku dniach. Thranduil, złożywszy ręce, spoglądał wyczekująco na wysokiego, czarnowłosego elfa oczami pełnymi nadziei. Silevon w odpowiedzi wyciągnął długą kartkę pergaminu, gęsto zapisaną krzywymi literami. Król zmarszczył brwi i spojrzał na swego doradcę pytająco. Nie podejrzewał, iż otrzyma tak długą wypowiedź od, jak krasnoludów postrzegał, przygłupich barbarzyńców.
– Kazał ci przekazać odpowiedź na piśmie i, hm, uprzejmie prosił, abyś więcej nikogo do niego nie posyłał.
– Co tu jest nabazgrane? – Jasnowłosy elf zasępił się, usiłując rozczytać krasnoludzkie pismo.
– Jeśli mam ominąć wszelkie przekleństwa i bluźnierstwa, to zostaje... „nie”. – Silevon wyglądał na niewzruszonego, wręcz znudzonego. Najwyraźniej nie pierwszy raz był świadkiem podobnej sytuacji. Westchnął ciężko i zwinął pergamin, wciskając go sobie za pazuchę.
– Czeka go zatem wojna! – zakrzyknął bojowo król, aż jedna ze spinek przytrzymujących jego zmyślnie spiętą fryzurę spadła na ziemię. – Przyszykuj jelenie!
– Panie, czy to nie nazbyt pochopne? Jeżeli oczekujesz odeń pomocy, nie byłoby rozsądniejszym zyskać jego przychylność? Jeśli go zabijemy, niewielki dla nas będzie stanowić pożytek.
– Racja. Racja, racja, racja. – Thranduil pogrążony w głębokiej kontemplacji zaczął krążyć po sali. Silevon czekał cierpliwie, założywszy ręce do tyłu. W pewnym momencie król zatrzymał się w miejscu i pstryknął palcami. – Pojadę do niego osobiście!
– To... również niezbyt rozsądne, Panie.
– Mam to gdzieś. A ty pojedziesz ze mną. FAESTRA! Każ przygotować jakiś wymyślny strój. Tylko niech mi tym razem kołnierza wyprasować nie zapomną! Onieśmielę ich swą nadobnością.
Silevon splótł palce swych dłoni w silnym uścisku, odbywając prawdziwą batalię z przemożną chęcią uderzenia Thranduila w twarz. Samobójczych myśli na szczęście jeszcze nie miał, więc zdołał wygrać z pokusą. Choć niewykluczone, że wkrótce zapragnie samounicestwienia - służba u króla potrafiła najsilniejszych doprowadzić do załamania nerwowego.
– Niewątpliwie, Panie. – Słowa kruczowłosego elfa okupione były udręczonym westchnięciem. Znów się zaczyna i zapewne tym razem prędko nie skończy. Doprawdy, o wiele bardziej wolałby usługiwać krasnoludom. Gdyby tylko Legolas nie uczynił tego, co uczynił, może wreszcie miałby spokojny weekend...
Jednego Silevon był pewien – w pewnym momencie coś pieprznie i będzie żałował, że jednak nie zdecydował się chlasnąć Thranduila po mordzie. Co z tego, że prawdopodobnie zostałby skazany za to na śmierć? W rezultacie przez pomysły władcy i tak zapewne skończy o wiele gorzej.
Cóż, lawina wydarzeń miała lada moment runąć.

4 komentarze:

  1. Twój styl pisania jest interesujący i bardzo mi się podoba. Będziesz tworzyć kontynuację "Wyrodnego syna" czy to już porzucony projekt? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wow, ktoś tu był i poczytywał! :D Dziękuję uprzejmie, mój styl pisania kłania się do stópek za tenże zacny komplement! Kontynuacja jest w trakcie tworzenia (believe it or not), ale 1) posiadam małe zasoby czasu na fanfiki, 2) piszę pierdyliarddziesiąt opowiadań naraz, bo często coś zaczynam, ale ze skończeniem to już gorzej. W każdym razie dzięki za komentarz i przepraszam za moją zawrotną szybkość odpowiedzi (5 miesięcy to jeszcze nie pół roku, right?)!

      Usuń
  2. Baardzo ciekawue się zapowiada , a ja już nie mogę się doczekać tego "pieprznięcia" :D masz epicki zasób słów , a jyż pierwsze dwa zdania rozbawiły mnie tak , że musiałam się czegoś przytrztmać żeby nie spaść z krzesła :D super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, bejbe, radochę mi tym komentarzem zrobiłaś! <3 Pieprznięcie niedługo (czyli pół roku może nie minie zanim wstawię XD) się objawi, obiecuję! Wszystkiego dobrego, obywatelko! :D

      Usuń